|
Wątek:
|
"Warszawka" na Mazurach
|
Autor:
|
Czytelnik IP 77.113.104.*
|
Data wysłania:
|
2009-01-05 13:41
|
Temat:
|
Mieszkańcy stolicy są oceniani źle!
|
Treść:
|
Mieszkałem w Warszawie od urodzenia przez 39 lat. Od kilku lat mieszkam pod Warszawą i wrócić bym nie chciał. A dla czego ? Na to pytanie spróbuję odpowiedzieć. Otóż od dzieciństwa pamiętam jak ludzie w bloku znali siebie nawzajem , każdy pozdrawiał się słowami "Dzień Dobry". Sąsiedzi pomagali sobie wzajemnie w rozmaitych sprawach , choć by zakupów. Na podwórku w zimę dozorca razem z chłopakami takimi jak ja odśnieżał kawałek placu by zrobić lodowisko. Wszyscy wychodzili na łyżwy , nawet czasami ktoś przynosił gramofon podłączony długim kablem wypuszczonym przez okno. W lato na ławkach siadali ludzie pod drzewami i rozmawiali. Nawet miejscowe złodziejaszki pilnowali by nikt nie "gwizdnął" na przykład anteny z "miejscowego" samochodu. W każdym razie była swoista miła atmosfera. W końcu lat siedemdziesiątych , jeśli dobrze pamiętam , w każdym razie po ułatwieniach meldunkowych w Stolicy , zaczęli napływać ludzie z całej Polski. I zaczęło się robić dziwnie nie swojo. Ludzie przestali sobie pomagać, ba , mało tego , tacy nowi sąsiedzi nie znali słów " dzień dobry" ! Ciekawe , że znaczna większość nowych "Warszawiaków" pochodziła ze wsi , gdzie przecież na co dzień się witali. Czy były to jakieś ich kompleksy ? Czy może ukrywanie pochodzenia ? W każdym bądź razie dziwne zachowania i obyczaje przynieśli ze sobą. A przecież uprzednio większość Warszawiaków też miała korzenie poza Stolicą i można było się porozumieć między sobą. Generalnie po kilkunastu latach z 49 mieszkań z klatki znałem kilka rodzin , podczas gdy nowi traktowali nas sąsiadów jak obcych. Nawet w windzie , gdzie wielokrotnie jechałem z kimś i za każdym razem pytał się mnie na które piętro. Dobrze że jeszcze się zapytał , bo niektórym zdarzało się wcisnąć swój przycisk i odwrócić tyłkiem. Dla wyjaśnienia powiem że windy nie miały jeszcze pełnej automatyki i za każdym razem należało przycisnąć przycisk swojego piętra. Dziś po tamtym podwórku pozostał plac zabaw dla dzieci zapchany samochodami a po ławkach nie ma nawet śladu. Strach jest zostawić lepszy samochód bo można go rano nie znaleźć. A bywało , że na własnym podwórku człowiek wieczorem nie czół się bezpieczny. To są odczucia które w główniej mierze sprowokowały mnie do wyprowadzki z miasta które bardzo lubiłem i z którym się w sercu do dziś utożsamiam. Ale wstyd mi za dzisiejszych pseudo Warszawiaków którzy psują opinię miastu i wartościowym jego mieszkańcom. Tu gdzie teraz mieszkam jest jeszcze atmosfera przyjazna dla mieszkańców. Znamy się z sąsiadami. Nawet można poprosić o podlanie kwiatów gdy wyjeżdżam na urlop i to bez obaw. Jest z kim porozmawiać czy wypić chłodne piwo latem. I przecież to też jest blok i sąsiedzi którzy w większości nie są rdzennymi mieszkańcami. Ale tu niema kompleksów. Nikt nie wstydzi się pochodzenia i tym kim jest , co robi. Są ludzie z Krakowa , Warszawy i Garwolina. Do wyboru do koloru. Myślę że poprostu nikomu nie odbiło. Może dla tego że nikt nie chce być na siłę Warszawiakiem w oczach innych. Mam nadzieję , że choć troszkę przybliżyłem moje odczucia na temat Warszawiaków i Warszawki. Pozdrawiam Robert H.
|