|
Wątek:
|
Nauczyciel dostanie za wycieczkę nawet 1000 zł?
|
Autor:
|
Czytelnik IP 83.22.35.*
|
Data wysłania:
|
2008-12-01 11:14
|
Temat:
|
Nauczyciele zarabiają na wycieczkach szkolnych?
|
Treść:
|
Proceder powszechny od lat. Wszystko pod stołem. Dotacje na to nie spadają z nieba; sponsorami są uczniowie i rodzice! To się nazywa "diety dla nauczycieli" i "nagrody dla szkół" - jeżeli szkoła nie jest sporadycznym klientem. Takim biurom szkoły nie sprawdzają nawet uprawnień, bywa, że nie potrzebują żadnych rozliczeń. Kalkuluje się zazwyczaj niska cenę wycieczki dla uczniów, podaje, co jest w ofercie (transport, wyżywienie, noclegi, pilot - przewodnik,m rezerwacja czegoś tam - jeżeli nie wiąże się z kosztami), przedstawia na zebraniu nie mówiąc, czego nie ma, rodzice podpisują zgodę. Potem musi być dodatkowa zbiórka pieniedzy, żeby wycieczka miała sens, duże kieszonkowe albo chodzenie koło muzeów (a nie zwiedzanie), bo nie ujawniono wcześniej kosztów biletów, ktore w zależności od obiektów na trasie (np. spływ Dunajcem, muzea w Krakowie lub Warszawie) podnoszą poważnie realną cenę wycieczki dla ucznia. Biura podróży nie planują obiadu w ostatni dzień wycieczki - pozornie jest taniej, zarabiają fast foody i przygodne budki. Szczególny smak ma wszelka ogniskowa kiełbasa, najtańsza z najtańszych - woda, sól, tluszcz, nieco mięsa. A spece od turystyki i młodziezy oczka mają zamknięte!
|