|
Wątek:
|
Kraków: awantury o mandaty za oprowadzanie wycieczek bez lic
|
Autor:
|
Czytelnik IP 87.99.0.*
|
Data wysłania:
|
2007-12-27 19:55
|
Temat:
|
W Niemczech np. to rynek weryfikuje czy ktoś jest dobrym przewodnikiem czy nie
|
Treść:
|
"Jednym słowem żenada... nikt z pseudoprzewodników ani Was co ich bronicie nie potrafiłby nic ściślejszego o Krakowie grupie powiedzieć"
Jeżeli twierdzisz, że np. autor publikacji krajoznawczych na temat zabytków Krakowa czy przewodnika po Krakowie musi zrobić kurs i zdać egzamin państwowy, bo inaczej nie potrafiby nic o Krakowie grupie powiedzieć, to musisz być niespełna rozumu zakopleksionym dziadem, chorym na punkcie własnej ważności, ogarniętym jakąś paranoją czy inną podobną chorobą.
W Nieczech na przykład takie głupoty, jakie zapisano w polskiej ustawie o usługach turystycznych, oraz bzdury jakie wygadują posiadacze państwowego monopolu na głoszenie jedynej słusznej prawdy o zwiedzanych przez turystów miejscach, po prostu by nie przeszły. Oto jedna z wypowiedzi z innej dyskusji, która ukazuje, że wielu państwach UE jest inaczej, oraz że to się sprawdza:
"Od jakiegoś czasu mieszkam w Dreźnie, obecnie zamierzam się zająć m.in. organizacją ruchu turystycznego dla turystów niemieckich na terenie polskiej części Dolnego Śląska. Z oczywistych względów nie mam możliwości uzyskania polskiej Państwowej Licencji Przewodnika (w moim przypadku wiązałoby się to praktycznie z koniecznością zamieszkania we Wrocławiu przez okres 2 lat). W Niemczech wystarczy zgłoszenie w tutejszym urzędzie meldunkowym chęci wykonywania tego zawodu i drobna opłata; ewentualne egzaminy itd. nie są konieczne, poprawiają jedynie wygląd CV i ułatwiają znalezienie klientów. To rynek weryfikuje, czy ktoś jest dobrym przewodnikiem, czy nie."
|