|
Wątek:
|
Opinie o Klubie Podróży Horyzonty
|
Autor:
|
Czytelnik IP 78.30.97.*
|
Data wysłania:
|
2010-11-20 11:50
|
Temat:
|
Opinie o Klubie Podróży Horyzonty
|
Treść:
|
generalnie noclegi i organizacja dobra,ale wiele zależy od pilota.Niestety zdarzaja się"krewni i znajomi królika",którzy lekceważą klienta lub co gorsza próbują indoktrynować swoimi poglądami politycznymi,rasistowskimi lub hurrapatriotycznymi(a co klienta obchodzą czyjeś poglądy?).Są bardzo zróżnicowani jeśli chodzi o profesjonalizm,nieraz ewidentni dyletanci.Czasem próbują grać rolę"guru".Zaliczono już paru takich.Ale np.Afrykazwyczajne trekingi są prowadzone wzorowo.
|
Odpowiedzi:
Opinie o Klubie Podróży Horyzonty [2015-10-17 17:48 83.31.221.*]
Zgadzam się w 100%. odpowiedz » Opinie o Klubie Podróży Horyzonty [2016-03-09 21:05 178.37.19.*]
Uganda - nie tylko goryle... wycieczka ma charakter przyrodniczy...Otóż nie. Wyjazd miał charakter ornitologiczny, powtarzam ORNITOLOGICZNY a nie przyrodniczy Jak byście się czuli (pytanie do nie ornitologów), gdybyście jechali w autobusie w upale (kierowca twierdzi, że klimatyzacji nie można włączyć, bo za gorąco) i co kilka kilometrów zatrzymywali się - bo na drutach telegraficznych czy krzakach pojawił się kolejny ptaszek. Nie po to, żeby ptaszka podziwiać czy sfotografować - nie można sfotografować czegoś wielkości wróbla z tej odległości - ale po to, żeby sprawdzić przez lornetki, czy nie jest to przypadkiem jeszcze nie zaobserwowany gatunek, a jeśli tak - skrzętnie zapisać go w notesiku. I następny, następny! Przecież po to tu przyjechaliśmy, prawda? Przez to ciągle zatrzymywanie przejazd znacznie się wydłuża i na miejsce kolejnego noclegu docieramy zwykle po zmierzchu. Mam nieodparte wrażenie, że zostaliśmy celowo dokooptowani do grupy, aby wyjazd ornitologów mógł dojść do skutku. A że to nie nasza bajka - kogo to obchodzi. Ważne, że zapłaciliśmy. Pod koniec wyjazdu mieliśmy tak serdecznie dość ptaków, że poważnie rozważaliśmy zlikwidowanie domowego karmnika. I chyba nie my pierwsi. Przemek Kunysz sam przyznał, że po powrocie z jednego z poprzednich wyjazdów taki wkręcony do grupy nie - ornitolog kopnął gołębia w d... Jakoś mnie to nie dziwi. Druga sprawa: ani w ;;;;; ani w Queen Elizabeth nie było prawdziwego safari. Bo nie jest safari przejazd przez park narodowy w kilkanaście osób autobusem, bez podnoszonego dachu i bez lokalnego przewodnika. Za to z zatrzymywaniem się koło każdego ptaszka. Kto był na safari, wie o czym mówię. W takich warunkach, zwłaszcza startując późno i z lodge położonej o ponad godzinę drogi od wjazdu do parku mamy dokładnie taka samą szansę zobaczyć słynne "climbing lions" z Ishasha, co własne uszy bez lusterka. Ale były też dobre chwile. Rejs po kanale po jeziorze Wiktorii miał jednak cechy rasowego safari, gdzie obiekt poszukiwań tropi się z determinacją i do skutku. Co prawda tylko dlatego, że obiekt ten był ptakiem - w tym przypadku trzewikodziobem. Bez zarzutu były rejsy organizowane przez miejscowych organizatorów: po kanale ;;;; oraz do wodospadów Murchinsona. No i trzeba nadzwyczajnego szczęścia, żeby obserwować cale stado szympansów czy goryli, na wyprzódki przybierających jak najbardziej fotogeniczne pozy. Doskonałym pomysłem było odwiedzenie polskiego kościoła w Nyabyeya - dzięki, Przemek. Miło wspominam trekking przez dżunglę Kibale. Dlatego, że lało jak z cebra i nie było żadnych ptaków. Reasumując: za brak rzetelnej informacji o ornitologicznym charakterze wyjazdu oraz za autobusowe quasi safari, dla Horyzontów CZERWONA KARTKA. A dla chętnych na wyjazd z Horyzontami rada: jedźcie z innym biurem. Jakimkolwiek. Gorzej raczej nie będzie, a może być taniej. odpowiedz » Opinie o Klubie Podróży Horyzonty [2016-03-09 21:04 178.37.19.*]
Uganda - nie tylko goryle... wycieczka ma charakter przyrodniczy...Otóż nie. Wyjazd miał charakter ornitologiczny, powtarzam ORNITOLOGICZNY a nie przyrodniczy Jak byście się czuli (pytanie do nie ornitologów), gdybyście jechali w autobusie w upale (kierowca twierdzi, że klimatyzacji nie można włączyć, bo za gorąco) i co kilka kilometrów zatrzymywali się - bo na drutach telegraficznych czy krzakach pojawił się kolejny ptaszek. Nie po to, żeby ptaszka podziwiać czy sfotografować - nie można sfotografować czegoś wielkości wróbla z tej odległości - ale po to, żeby sprawdzić przez lornetki, czy nie jest to przypadkiem jeszcze nie zaobserwowany gatunek, a jeśli tak - skrzętnie zapisać go w notesiku. I następny, następny! Przecież po to tu przyjechaliśmy, prawda? Przez to ciągle zatrzymywanie przejazd znacznie się wydłuża i na miejsce kolejnego noclegu docieramy zwykle po zmierzchu. Mam nieodparte wrażenie, że zostaliśmy celowo dokooptowani do grupy, aby wyjazd ornitologów mógł dojść do skutku. A że to nie nasza bajka - kogo to obchodzi. Ważne, że zapłaciliśmy. Pod koniec wyjazdu mieliśmy tak serdecznie dość ptaków, że poważnie rozważaliśmy zlikwidowanie domowego karmnika. I chyba nie my pierwsi. Przemek Kunysz sam przyznał, że po powrocie z jednego z poprzednich wyjazdów taki wkręcony do grupy nie - ornitolog kopnął gołębia w d... Jakoś mnie to nie dziwi. Druga sprawa: ani w ;;;;; ani w Queen Elizabeth nie było prawdziwego safari. Bo nie jest safari przejazd przez park narodowy w kilkanaście osób autobusem, bez podnoszonego dachu i bez lokalnego przewodnika. Za to z zatrzymywaniem się koło każdego ptaszka. Kto był na safari, wie o czym mówię. W takich warunkach, zwłaszcza startując późno i z lodge położonej o ponad godzinę drogi od wjazdu do parku mamy dokładnie taka samą szansę zobaczyć słynne "climbing lions" z Ishasha, co własne uszy bez lusterka. Ale były też dobre chwile. Rejs po kanale po jeziorze Wiktorii miał jednak cechy rasowego safari, gdzie obiekt poszukiwań tropi się z determinacją i do skutku. Co prawda tylko dlatego, że obiekt ten był ptakiem - w tym przypadku trzewikodziobem. Bez zarzutu były rejsy organizowane przez miejscowych organizatorów: po kanale ;;;; oraz do wodospadów Murchinsona. No i trzeba nadzwyczajnego szczęścia, żeby obserwować cale stado szympansów czy goryli, na wyprzódki przybierających jak najbardziej fotogeniczne pozy. Doskonałym pomysłem było odwiedzenie polskiego kościoła w Nyabyeya - dzięki, Przemek. Miło wspominam trekking przez dżunglę Kibale. Dlatego, że lało jak z cebra i nie było żadnych ptaków. Reasumując: za brak rzetelnej informacji o ornitologicznym charakterze wyjazdu oraz za autobusowe quasi safari, dla Horyzontów CZERWONA KARTKA. A dla chętnych na wyjazd z Horyzontami rada: jedźcie z innym biurem. Jakimkolwiek. Gorzej raczej nie będzie, a może być taniej. odpowiedz »
|